wtorek, 28 lutego 2017

JASON THE TOYMAKER #2

Aż do chwili otrzymania pudełka z zabawkami od tajemniczego darczyńcy nigdy wcześniej nie zaczęłam zwracać uwagi na jakieś czynniki zewnętrzne i tak jak ja to nazywałam, żarcikami ze strony mojego mózgu. Wydawało mi się, że od tamtego dnia wszystko co do tej pory ignorowałam i nie zwracałam uwagi nagle się nasiliło przykuwając tym samym swoją uwagę. Jakby mówiło, "Patrz! Ja też tutaj jestem, nie martw się". Osobiście w to nie wierzyłam dlatego nadal starałam się nie zawracać sobie głowy niewyraźnymi szeptami mojego imienia. Nie potrafię nawet zdefiniować do czyjej on płci należy. To tak jakby w tym momencie wpadła w dziwny trans. Dodatkowo gdziekolwiek się nie znajdę mam poczucie, że ktoś stoi i mnie obserwuje. Analizuje mój każdy najmniejszy ruch mięśniem twarzy, najdrobniejszy ruch powieki. Nie opuszczał mnie nawet na krok. Przyglądał się mojemu zachowaniu, które z czasem stawało się coraz bardziej nerwowe i sztywne. Wykonywałam nagłe, gwałtowne gesty jednakże najczęściej takie zachowanie towarzyszyło mi wieczorem, gdzie już moja dzienna cierpliwość traciła na sile. To był też czas gdzie mogłam odetchnąć, pogapić się bezsensownie w sufit, dać wreszcie swoim zmysłom odlecieć nie w sen, a w krainę marzeń o dobrych marzeń. Niejednokrotnie spędzałam w nocy bite godziny, śpiąc zaledwie parę godzin. Ale te parę godzin mi wystarcza jak na razie w zupełności. Nie mam potrzeby długo spać. Sen jest ważny dla Nethana, bo on jeszcze rośnie. Ja... ja już jestem dorosła, i mogę samodzielnie decydować o tym, ile czego potrzebuje. Niby raj na ziemi ale czasem brakuje mi takiego skarcenia osoby typu:

- Lisabell, nawet nie waż się tak robić!

-Lisa, przecież wiesz jakie mam zdanie na ten temat.

Albo zwykłe zwrócenie się do pełnym imieniem z widoczną powagą i politowaniem już było formą skarcenia. Brakuje mi tego. Tego poczucia, że ktoś się o mnie martwi i mi to otwarcie pokazuje. Jak wraz ze mną ktoś bliski uczył mnie o tym brutalnym, zakłamanym i fałszywym świecie. A teraz... czuję się tak jakby mieli związane ręce, zaklejone usta, a ja najnormalniej w świecie nie mogłam nic z tym zrobić. A przede mną tylko wielkie drzwi i brak innego wyboru jakim jest przejście przez nie. Przejść ze świadomością, że od teraz radzisz sobie ze wszystkim sama i powinnaś dopilnować, żeby następne pokolenie przygotować na te drzwi dorosłości i ich problemów.
I zawsze wtedy o tym myślę. Jak mnie karcą a co robię? Śmieje się i to robię wbrew im woli bo wiem, że pomogą mi wyjść z tej sytuacji. I że to będzie dla nas jedna z wielu wspaniałych przygód. Wyobrażam sobie także mój niedoszły romans. Byłam zakochana w przyjacielu, który mnie opuścił.  Zamykając oczy wyobrażam sobie jak trzymając mnie w pasie i unosi do góry wirując wokół własnej osi. Jak trzyma mnie w swoich silnych, wysportowanych ramionach i nie pozwala mi na jakikolwiek ruch, bo się o mnie boi. Bałby się o to, że mu się wyślizgnę i mnie straci... ale niestety było tak na odwrót. Zostawił mnie dla blondynki, która potrafiła wprost powiedzieć co jej się nie podoba. Pomimo, że mnie to boli... paradoksalnie lubię ją. A powinnam nienawidzić, prawda? Ale ja nie potrafię nienawidzić. Nie za takie coś. Nie winie Boga za śmierć rodziców. Nie winię nikogo, że ode mnie odeszli. Nie winię... a przynajmniej tak twierdzę. Nawet nie mam bladego pojęcia co dzieje się w moim wnętrzu. Nie mam czasu na takie rzeczy. Teraz rozumiem co miała na myśli moja matka, z którą dogadywałam się jak z własną przyjaciółką. Cały czas mi powtarzała, że jak dorosnę i będę pracować, mieć na głowie własne dzieci, dom na utrzymaniu, to nie będę miała czasu na duchowe problemy. Czas płynął nieubłaganie, a te 24 godziny nie starczały mi na te duchowe problemy. Nie posiadałam powodu by nawet się w to zgłębić. Byle by myśleć o dobrach i brnąć w to życie wierząc, że po śmierci odnajdę raj. Jestem dobrym człowiekiem, prawda? Przecież nie zrobiłam nikomu nic złego, czyż nie?

Dzisiejszy dzień nie był wyjątkiem. Od czasu otrzymania pudełka minęły zaledwie dwa miesiące, nastała zima.  Pluszowego królika, którego otrzymałam, siedział w rogu łóżka mając na wglądzie cały mój pokój. I czekał tak, czekał aż położę się spać, wtulę się mocno w zabawkę i śnić będę o braku problemów. Znaczy, w sumie nie pamiętam o czym śnie. Była już prawie ósma godzina wieczór a brata jeszcze położyłam spać. Siedziałam przy biurku z materiałami powtórkowymi na próbne matury. Nauka mnie pochłonęła doszczętnie. Lampka oświetlała wszystkie moje notatki i tabelki, które doprowadzały mnie do szaleństwa. Nie wyobrażałam sobie wszystko zapamiętać. To było dla mnie niemożliwe. Pochłonięta nauką nie zauważyłam stojącego za mną brata.

-Na co się uczysz? - nagłe pytanie wyrwało mnie z transu i potwornie wystraszyło.

Instynktownie odchyliłam się w stronę przeciwną skąd dobiegł do mnie głos Nethana odwracając w jego stronę swoją twarz. Chwyciłam się również za miejsce, gdzie powinno znajdować się moje serce. Omal nie krzyknęłam, tak mnie przestraszył. Kiedy zorientowałam się, że to tylko mój przedszkolak, patrzyłam na niego z szeroko otwartymi oczami po chwili wybuchając nerwowym śmiechem. Kręciłam głową nie dowierzając w to jak bardzo wciągnęło mnie przygotowywanie do próbnych matur.

-Aż taki straszny jestem? - zapytał śmiejąc się z mojej reakcji.

-Nigdy nie wiadomo co siedzi pod tą słodką skorupą - odparłam kładąc głowę na biurko.

-No a na co się uczysz? - wziął do ręki jedną luźną kartkę z moimi niedbałymi zapiskami i niewielkim wykresem.

-Próbne matury. Trzeba się przygotować, to bardzo ważne - odpowiedziałam spoglądając na jego zmęczoną twarz.

-A wiesz, że już dwudziesta? - zapytał przecierając oczko.

Spojrzałam gwałtownie na wyświetlacz telefonu. Rzeczywiście. Przymrużyłam oczy.

-Ale ty przecież nie potrzebujesz mojej pomocy przy szykowaniu się  do spania. Jesteś dużym chłopcem - wyprostowałam plecy przeciągając się.

-A opowiesz mi i Jasonowi bajkę? - zapytał nagle ignorując moją uwagę.

Popatrzyłam na niego uważnie ściągając brwi do siebie. Próbowałam przypomnieć sobie kim był Jason. Z niewiadomych mi przyczyn to imię siedziało w mojej głowie i z ni gruszki, ni z pietruszki je znałam. Z czymś mi się kojarzyło.

-Jason? - postanowiłam jednak przyznać się, że mam kiepską pamięć więc samym powtórzeniem tego imienia, skłoniłam go by mi to łaskawie wytłumaczył.

-No Jason - wskazał palcem na pluszowego królika siedzącego w rogu mojego łóżka - Śpisz z nim przecież. Nie wiedziałaś, że ma na imię Jason? - chłopiec wydawał mi się zdziwiony a ja tylko prychnęłam i wzruszyłam ramionami.

-Nie sądziłam, że ma imię - wypaliłam lekko zakłopotana. - Ale dobrze, opowiem wam bajkę. A teraz sio, idź się szykować do spania.

Pogoniłam chłopca opierając głowę o swoją dłoń. Wstałam i zaczęłam przyglądać się pluszowej zabawce. Fakt faktem, pozwalałam mu się nim bawić kiedy ja coś robiłam a przyznam się, że przez nadchodzące próbne matury po prostu go lekko zaniedbuję. Spoglądając w szklane oczka miałam wrażenie jakby mnie przeszyły, jakby ten pluszak był żywy i mnie obserwował. Moja mina od razu zrzędła i wyszłam z pokoju. Przeszłam do kuchni robiąc sobie szybką kawę. Kiedy tylko zalałam wodę przybiegł do mnie Nethan w słodkiej piżamce w roboty. Do siebie tulił Jasona, króliczka któremu tak nadał na imię. Nie uważałam tego za jakieś wybitnie dziwne, gdy byłam w jego wieku również różnym zabawkom nadawałam imiona. Przyszliśmy do jego pokoju w którym walały się wszystkie zabawki. Kiedy zobaczyłam ten wielki bałagan otworzyłam usta lecz szybko je zamknęłam z udawanym uznaniem.

-Wolisz spać kiedy wokół jest porozrzucane pełno twoich zabawek? -zapytałam unosząc do góry prawy kącik ust.

-One nie są moje ale Jasona - odpowiedział oburzony chłopiec a ja w tym momencie uniosłam ręce do góry w geście poddańczym.

-Ale nie bij za to, dobra? Nie złość się, nie chce wojny. Dyplomacja? -zaproponowałam nadal mając dłonie w górze.

-Dyplomacja? Co to? - zapytała przekrzywiając główkę na bok.

Nethan usadowił się w swoim łóżku a jak usiadłam obok to zaczęłam tłumaczyć.

- Dyplomacja to rozwiązanie konfliktu pokojowego. Wiesz, bez żadnej wojny, wybuchów czy paf paf paf! - udałam że strzelam z karabinu a Nethan zaczął się ze mnie śmiać.

-Skoro jest dyplomacja to czemu nadal są wojny? - zadał kolejne pytanie na które musiałam mu w jakiś sposób odpowiedzieć.

-No bo widzisz, w niektórych ludziach są potwory, które się wybudzają i przejmują kontrolę. Dla potworów nie liczy się pokój i harmonia, tylko zrobienia chaosu, sprawieniu żeby ludzie byli smutni - mówiąc to przytuliłam go do siebie i głaskałam po włosach.

W tym momencie czułam, że w tym pokoju jest ktoś jeszcze. Osoba trzecia. Jej byt był dla mnie aż nazbyt namacalny. Wsłuchiwała się cierpliwie w moje odpowiedzi dotyczące dyplomacji. Przeszłam do bajki, którą  wymyśliłam na poczekaniu. Opowiadałam o dziewczynce, która zgubiła się na prostej drodze, a wszystko dlatego że posiadała kolor zielony, kolor zguby. Nie zgubiła się sama, była z przyjaciółką. I szły wzdłuż strumyka, a co najlepsze, to tamta druga była bardziej ubrudzona od głównej. Chłopiec w między czasie spytał czy może spać dzisiaj z Jasonem. Zgodziłam się, przecież jedna noc bez przytulania mi nie zaszkodzi. Kiedy usnął urwałam historię i ostrożnie wstałam. Wychodząc ucałowałam jego czoło i wyszłam zgaszając przy tym jego światło w pokoju. Delikatnie zamknęłam jego drzwi. Westchnęłam ciężko, ponieważ ciężar trzeciej osoby jakby zelżał. Wzięłam kawę, ale biorąc łyk szybko ją odłożyłam. Zdążyła się ostudzić.  Wylałam ją do zlewu i ładnie umyłam kubek, żebym mogła ze spokojem użyć go na przykład jutro. Poszłam do łazienki wziąć spokojnie prysznic. Uwielbiam gorącą wodę, która uderzała w moje plecy i kark, a potem spływała po moim ciele. Wyszłam z łazienki po dobrej pół godzinie. Założyłam na siebie nocną koszulę i krótkie spodenki, których de facto nie było widać. Z mokrymi włosami usiadłam chwilę do notatek ale nie byłam już w stanie nad tym myśleć. Odpłynęłam na chwile swoimi myślami wyobrażając sobie opowiadaną bajkę Nethanowi. Widząc jak obrazki się zmieniały i słysząc w głowie ich teksty mimowolnie się uśmiechnęłam. Ziewnęłam przeciągle i otworzyłam oczy czując, że powoli przysypiam. Wyłączyłam lampkę i wstałam z zamiarem sprawdzenia czy wszystko pozamykane. Przechadzając się po domu zakluczyłam wszystkie drzwi prowadzące na zewnątrz. Pozgaszałam wszędzie światła i poszłam położyć się do swojego łóżka. Wgramoliłam się i szczelnie opatuliłam kołdrą. Leżąc tak zrobiło mi się bardzo gorąco więc zirytowana odkrywałam  coraz to więcej kołdry aż na koniec całkiem ją zrzuciłam na ziemie. Tak było idealnie. Obróciłam się niby to bokiem ale brzuchem do dołu. Tak, mam tendencję do dziwnych pozycji ale tak jest najzwyklej w świecie najwygodniej. Kiedy miałam zasypiać poczułam na swoim ciele dziwne dreszcze, przez co lekko drgnęłam wydobywając z siebie cichy jęk. Powierciłam się trochę i poczułam czyjąś obecność. Czułam jak jakaś niewidzialna siła obejmuje mnie. Sądziłam, że to spowodowane moim zmęczeniem.

-Lisabell... - usłyszałam szept wprost do mojego ucha.

Gwałtownie zerwałam się z łóżka ogarniając swoim wzrokiem pokój. Moje oczy stosunkowo szybko przyzwyczajają się do ciemności, więc długo nie musiałam czekać. Wyraźnie widziałam wszystkie znajome kształty szafek, biurka, lampki, stojących półkach na rogu, wiszących zdjęciach oraz gitarze, która służy jako ozdoba. Oddychałam szybko i próbowałam uspokoić swój oddech. Przełknęłam ślinę ogarniając jeszcze raz pokój. Zero podejrzliwych kształtów i cieni. Na powrót położyłam się do spania. Tym razem nic mi nie przeszkodziło i w spokoju zasnęłam. Śniąc... znów, o czym ja śniłam?





~Słodki zapach, ten sam jaki pamiętam za twych dziecięcych lat. Pozwól byście byli moi.

niedziela, 22 listopada 2015

#2 Hetalia

Widziałam go wyraźnie. Chłopaka z przed kilku lat. Pierwszy i ostatni raz spotkałam go na konkursie poezji śpiewanej. Przez cały dzień próbowałam go obserwować. Desperacko szukałam go wzrokiem. To on właśnie wygrał. A ja nawet nie brałam udziału tylko oswajałam się z atmosferą panującą na auli. Kiedy przyjechałam rok później... już nie startował. Jego uroda była dla mnie urwana od rzeczywistości. Ciemny blondyn, którego włosy odsłaniały kark, a grzywka zasłaniała pół czoła. Nieskazitelna, jasna cera i przeciętne, duże niebieskie oczy. Czarny kolczyk w uchu utwierdził mnie, że to on. Ponadto ubrany był tak jak na tym konkursie. Czarne spodnie, koszula, zegarek  i buty. Na plecach miał plecak szkolny a w dłoni trzymał pokrowiec do swojej gitary. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Tak samo jak wtedy. Staliśmy naprzeciwko siebie, na otchłani bezkresnej wody. Ciemność okalała nas. On nic się nie zmienił. A ja...? Ja... nadal jestem żałosną dziewczyną, która nie potrafi zaaklimatyzować się we współczesnym świecie przekręństw. Dawno przestałam wierzyć w ludzi. Ale gdy zobaczyłam tego chłopaka... poczułam falę nowej determinacji i siły. Tak było wtedy, tak jest teraz. Mogę wszystko. Mogę być kim  tylko zechcę. Z nową porcją... Pomimo, że nie mam nikogo. Że nie jestem w stanie zrobić nic sama... o czym ja pierdolę? Przecież pokażę ludziom, że niemożliwe staje się możliwe! Zrobiłam krok w stronę Norberta ale zawiał gwałtowny wiatr zmuszając mnie do siłowania się z żywiołem. Nagły podmuch rozwiał moje długie, proste kruczoczarne włosy, które od połowy były czerwone ombre. Najlepsze jest to, że włosy nie farbowane ani razu. Miałam takie od urodzenia... odkąd tylko pamiętam. Spojrzałam na chłopaka, który delikatnie uśmiechnął się w moją stronę. 
Już nie długo                                     Nadejdzie czas                                    
Znów się zobaczycie. 
                Koniec udręki                                                   Przygotuj się 
    Ból                             Przyjaźń            Zobaczysz go                          Szczęście
                      Miłóść                                           Koniec czekania 
Te pojedyncze zdania kotłowały się w mojej głowie, jedno zagłuszało drugie. Szmery... Było ich więcej ale tylko te zdołałam zrozumieć. Czyli go znów zobaczę? Będzie mi to dane? W jaki sposób się spotkamy?  Czemu mogłam go zobaczyć? Ej, przystopuj trochę z tymi pytaniami bo nie znajdziesz na nie odpowiedzi. Westchnęłam. Poczułam na swoim obojczyku coś mokrego i nieprzyjemnego. Chciałam je dotknąć i sprawdzić co to, gdy poczułam jak to coś zaczyna wżerać mi się w skórę. 
Trzynaścioro ich było. W tym samym czasie pożar wybuchł, pochłonęła ich ciemność i wizji doznali. I w tym samym czasie świat usłyszał trzynaście krzyków. 
Zdanie kotłowało się w mojej głowie, jak część taniej przepowiedni. Tania bajeczka dla małych dzieci. Jednak długo myśleć nad tym nie mogłam. Ból był tak ogromny, że krzyknęłam a echo krzyku rozniosło się po sali. Na darmo, przecież tylko ja go słyszałam. Nikt nie może mi pomóc. Nikt nie jest w stanie ujarzmić tego cierpienia. Czemu nadal jestem przytomna. Przy normalnych zmysłach dawno straciłabym świadomość. Czułam ja mnie przytłacza.... wszystko. Ja, ciemność, wiatr i ból. To nie do wyobrażenia. Zamknęłam oczy, a po policzku spłynęła mi łza. Zapadła cisza. Otworzyłam oczy. Siedziałam w swojej ławce. Spojrzałam zdezorientowana na tablicę. Fizyka...? Zaraz.... ale to już wszystko było. Ta lekcja...baba wykonywała identyczne ruchy jak przed pożarem. I mówiła tak samo i to samo. Klasa również robiła to samo. 

-Heh...? - mruknęłam cicho sama do siebie.

Rozejrzałam się badawczo po klasie. Koleżanka siedząca obok mnie zerknęła na mnie. Ola szturchnęła mnie i spytała czy wszystko dobrze.

-Tak.... jak najbardziej - kiwnęłam głową udając nie zrozumienie. Idzie mi dobrze.

-To wytłumacz mi tą łzę - pokazała długopisem na mój policzek.

-Coś wpadło mi do tego oka. Gdybym płakała, oba policzki byłyby mokre - powiedziałam cicho.

Koleżanka zamilkła i wróciła do swojego zeszytu. Podparłam głowę o moją dłoń i zaczęłam przepisywać tablicę. Tym razem nie przerwały mi 3 dzwonki. Dzwonek normalnie zadzwonił i wszyscy popędzili do domu. Bijąc się z myślami trochę nie zdarnie spakowałam wszystko do torby. Koleżanka musiała mi pomóc. Kiedy wychodziłyśmy bąknęłam krótkie dziękuję i dozobaczenia. Pożegnałam także cicho swoją nauczycielkę. Zamiast skierować się do wyjścia, poszłam do sali fotograficznej. To przecież nie mogło mi się przyśnić. Pożar... i... Nagle zatrzymałam się przypominając sobie o tej wżerającej się w moją skórę plamę. Rozejrzałam się czy nikogo nie ma i zajrzała pod bluzkę. Nie wierzę.... ona jest! Duża, bo inaczej bym jej nie dostrzegła. Przymrużyłam oczy pogrąząjąc się w jeszcze większym zamyśleniu.  Ruszyłam dalej i zatrzymałam się dopiero przed drzwiami.  Otworzyłam ostrożnie drzwi i zajrzałam do środka. Nie ma żadnych śladów pożaru? Co tu się dzieje? Weszłam do środka zamykając drzwi. Zaczęłam przyglądać się każdemu zdjęciu. Wszystkie w odcieniach szarości i sepii. Przedstawiały sylwetki rodzin, bawiących się dzieci i zakochane pary. Poczułam ukłucie w sercu. Mocno zacisnęłam szczękę i wyszłam z pomieszczenia. I moim celem stał się dom. W sumie.... to jestem sierotą. Zmieniałam swój dom kilkukrotnie i nigdy nie z mojej winy. Raz to mnie rodzina chciała oddać w ręcę niemieckich pedofili. Takie tam... nadal nie wiem jak ja się uratowałam. Nie zbyt potrafie sobie to przypomnieć. Ale teraz mam normalną rodzinę. Choć tylko formalnie, bo uczuciowo to nadal sierota. Nie czuję ich miłości a ja ich kochać nie zamierzam. Wyszłam z terenu szkoły. Odebrałam swój rower i pojechałam do domu na odludziu. No nie powiem fajne to odludzie. Jednak brakuje mi tam kogoś. Ale... mam już dosyć. Od tego dnia, czas biegł szybciej, bo zajęłam się nowymi rzeczami. Między innymi prowadzeniem bloga, nagrywania na youtube oraz cosplayowaniem. Co najśmieszniejsze, wszystko to w kilka miesięcy, ponieważ wszystko mogłam ze sobą połączyć. A o tatuażu nic nigdy nie wspomniałam. Tak samo jak włosy.... długo nie kminiłam bo i tak bym nie ogarnęła. Nie spodziewałabym się, że przez to mój świat legnie w gruzach. Czemu akurat? 

sobota, 21 listopada 2015

#1 Hetalia

Siedziałam w ostatniej ławce pod oknem wpatrując się tępo w zapisaną tablicę jakimiś wzorami z fizyki. Jejku, jak ja nienawidzę tego przedmiotu to... to jakaś porażka! A nauczycielka jeszcze gorsza. Dobrze, że to jest ostatnia lekcja, bo więcej w tym liceum nie wytrzymam. Zdecydowanie mam dosyć. Założyłam nogę na nogę siadając wygodniej. Gdy gościara odwróciła się do nas tyłem, wyjęłam z kieszeni telefon i zerknęłam na wyświetlacz by sprawdzić ile zostało do dzwonka. Jeszcze tylko parę minut. Uśmiechnęłam się sama do siebie.  Schowawszy urządzenie wlepiłam znudzone spojrzenie szarych oczu w nauczycielkę. Czasie, błagam, szybciej. Westchnęłam cicho, gdy na tablicy zauważyłam coś nowego. Polskie szkolnictwo, co chcieć więcej. Na pewno przyda mi się w życiu! I w ogóle po jaką cholerę piszą podręczniki trudnym językiem? No bo to do polskiego nawet nie podobne. Śmieszne terminy i nazwy, które wcale nie mają wspólnego z tym, czym mi się kojarzą. I ich wytłumaczenia są tak logiczne, że aż wcale. Chwyciłam do drobnej dłoni srebrny długopis z niebieskim wkładem. Gdy zrobiłam jedną kreskę usłyszałam dzwonek. Oderwałam się od zeszytu i  zerknęłam ze zdziwieniem na nauczycielkę. Po tym dzwonku nastąpiły dwa następne. 
~3 dzwonki oznaczają pożar w któreś części szkoły. Macie zachować wtedy spokój i bezwzględnie wykonywać polecenia nauczyciela, z którym akurat jesteście.~
To słowa mojej wychowawczyni z gimnazjum. Wlepiłam więc wyczekujące spojrzenie pełną kpiny w  pechowego nauczyciela. No to trafiła na niezłe ziółka. Nieogarnięta klasa III, która nie ma zamiaru dostosowywać się do poleceń. Usłyszałam jedynie śmiechy i krzyki niedojrzałych chłopaków i niektórych dziewcząt. Jak ja bardzo chciałabym należeć do tego grona. Żyć beztrosko nie bojąc się konsekwencji. Czemu ja tak nie umiem? Od czego to zależało? Nie taki chciałam uzyskać dziś charakter. Zerknęłam na dwie przyjaciółki. Panicznie bały się i pytały co dalej. Wybuchnęłam śmiechem gdy usłyszałam nieudolne próby uspokojenia klasy. W obecnej sytuacji mój śmiech przypominał raczej pierdoloną choleryczkę. Spojrzałam z politowaniem na nauczycielkę. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech wyrażający zażenowanie. Wstałam ze swojego miejsca szurając przy tym krzesłem. Wszyscy uciszyli się nieprzyjemnym hałasem. Nie mogłam wyzbyć się uśmiechu. To śmieszne, że musiałam  uspakajać moją klasę. Cóż... nie bez powodu jednak zostałam przewodniczącą. Wzrokiem objęłam całą klasę. 

-Kochani.... bo ja nie wiem czy wiecie co oznaczają 3 dzwonki... obstawiam, że jednak Pan Bóg raczył was obdarzyć tą wiedzą. Myśle również, że chociażby ktoś sobie jaja robił, należałoby zachować resztki rozsądku i po ludzku ewakuować się ze szkoły - rzekłam przybierając powagę na twarz jakby była moją suknią. 

Po chwili rozbrzmiały syreny straży pożarnej. Klasa więc wyszła a ja za nimi. I niby przypadkiem skręciłam w stronę klasy fotograficznej, gdzie porozwieszane na sznurkach były wywołane zdjęcia. Musiałam sprawdzić czy w tej klasie się nie pali. W sumie to było głupie ale coś mnie pchało, by to sprawdzić. Mój szybki krok przeobraził się w bieg kiedy spostrzegłam dym. Zatrzymałam się przed drzwiami. Wzięłam głęboki wdech i zdecydowanym ruchem je otworzyłam. Na moją twarz buchnął żar. Z przerażeniem spostrzegłam, że pojedyńcze ogniki zjadały ze smakiem wywołane zdjęcia. Wystraszona weszłam do pomieszczenia ale za mną zamknęły się drzwi z hukiem. Ogarnęła mnie ciemność, cisza i przejmujący chłód. A przed oczami stanęła mi wizja. Wizja spotkania chłopaka z liry. Ale czy to naprawdę się zdarzy? 

niedziela, 15 listopada 2015

#0 Hetalia (Zapowiedź)

Na łące wspomnień spotkało się Szaleństwo z Rozpaczą. Szaleństwo przyodział promienny strój, natomiast Rozpacz delikatną suknię utkaną z materiałów cierpienia przyozdobiona szklącymi się łzami. Stali naprzeciwko siebie a wiatr pchał ich ku sobie. Na ziemi leżało mnóstwo zdjęć, wspomnień jednej sieroty. Miała ona już lat 19 i sądziła, że odnalazła swoje szczęście. Jednak to kłamstwo, bo dopóki oni stoją na tej łące, wszystko w jednej chwili może prysnąć. Jak bańka mydlana. Ups.... Szaleństwo i Rozpacz spletli swoje palce. 

niedziela, 8 listopada 2015

#2 Inna Wyjątkowa

Dookoła mnie rozpościerała się czerń. Tylko lustro stało na przeciwko mnie, a w nim moje odbicie, choć nie całkiem moje. Dwie identyczne postacie ale nie mogę wyzbyć się tego wrażenia, że jednak dwie inne osoby. Wpatrywałam się intensywnie w odbicie poszukując różnic. I rzeczywiście, jakieś były. Ona miała łagodniejszy wyraz niż ja. W jej oczach dostrzegłam smutek, ból i cierpienie, które wyniszcza ją od środka. Co to ma znaczyć? Nie tak wyglądają moje marzenia. Ja.... ja nie mam w sumie marzeń. Nigdy nie marzę. Tak mi się zdaję. Podeszłam do lustra ale kiedy tylko chciałam go dotknąć, szkło rozbiło się, całe zamieniając się w setki piór, które teraz wirowały wokół mojej smukłej sylwetki. Pozostałam teraz tylko pięknie zdobiona rama. Dłoń, którą chciałam dotknąć odbicie, szybko zacisnęłam w pięść. Zamknęłam oczy. Poczułam delikatne szturchanie. Wybudzam się ? No wreszcie. Nie chcę więcej przechodzić przez ten sen. Z niewiadomych przyczyn strasznie mnie przytłacza. Dźwięki pochodzące z otaczającego mnie miejsca docierały do mnie z każdą chwilą wyraźniej. Zniesmaczona ziewnęłam szeroko otwierając usta. Otworzyłam oczy tak, jakbym nie spała. Nie było w nich widać ani jednej iskierki, chcącej jeszcze trochę pospać. Co to, to nie. Spojrzałam na tatę, który wybudził mnie ze snu. Przeciągnęłam się w samochodzie rozciągając zaspane kości. Otworzyłam drzwiczki i wyszłam. Muzyka dawno się skończyła, dlatego zerknęłam na wyświetlacz. Ups, nieodczytane SMS'y oraz dwa nieodebrane połączenia. Westchnęłam ciężko. Lepiej byłoby bez tej całej technologii. Oj.... zdecydowanie. A ile mam procent baterii..? 70% więc nie jest źle. Schowałam zarówno słuchawki jak i telefon do kieszeni. Podeszłam do bagażnika, gdzie czekały na mnie  dwie spore walizki. Ale co to dla mnie. Wzięłam i zaprowadziłam je na chodnik by nie torować przejazdu. Kto wie, może ktoś jeszcze teraz przyjedzie? Nie ważne... Podeszłam do taty i standardowo się do niego przytuliłam.

-Będę za tobą tęsknił – powiedział szeptem.

-Ah..... wiem. W sumie ja za wami też – odparłam.

Gdy się odkleiliśmy od siebie na mojej twarzy widniał delikatny uśmiech. Tata wsiadł do samochodu i gdy odpalił silnik, spojrzał na mnie tęsknie. To naprawdę aż tak boli? Westchnęłam przekrzywiając głowę na bok. Pomachałam mu na pożegnanie. I odjechał. Zostałam sama w tym ogromnym świecie. Taa... „będzie lepiej”. No to zobaczymy! Westchnęłam przybierając swój obojętny wyraz twarzy.  Wzięłam walizki i zaczęłam iść w stronę dwóch oddzielnych budynków, które jak mniemam są akademikami. Jeden żeński, drugi męski. Oba były dość wysokie i w ogóle takie masywne. Coś jak bloki czy kamienice. Pomalowane na intensywny żółć choć każdą ścianę zdobiły pomarańczowe akcenty. Drobne ale widoczne, przez co dodają uroku. Szłam a odgłos kółek na chodniku bardzo mnie irytował. Miałam wrażenie, że cały świat mnie słyszy. Wchodząc pomiędzy budynki poczułam na sobie czyiś wzrok. Zatrzymałam się i uniosłam głowę. Z lewej strony, z balkoniku obserwował mnie chłopak. Może tak z rok starszy, może dwa lata. Opierał się o balustradę i trwał w bezruchu niczym posąg. Delikatny powiew rozwiewał kruczoczarne włosy zakrywające kark. Z pod grzywki opadającej na czoło, wpatrywał się oczami żywej czerwieni. No nie powiem, ładny kolor ale sądząc po tym gdzie się znajdujemy, nie jeden ma takie tęczówki. Spiorunowałam go wzrokiem. Uniósł jedynie brwi a wargi ani drgnęły.  Więc będzie milczał? Milczenie to też mój przyjaciel, więc niech sobie nie myśli. Z nie zadowoleniem ruszyłam dalej, stwierdzając 'przypadkiem', że prawy budynek to akademik żeński. Weszłam do środka znikając z oczu temu chłopakowi. W środku panowała cisza przerywana nieustającym tykaniem zegara. Nagle usłyszałam kobiecy głos.

-Dzień dobry. Mogłabyś podać swoje imię i nazwisko? Jestem pewna, że przed przyjazdem ktoś cię rejestrował. Telefonicznie bądź mailowo. Jeżeli nie jesteś zarejestrowana to będziesz musiała wypełnić formularz a ja przydzielę ci wolny pokój - wytłumaczyła a ja kiwnęłam głową.

Rozglądałam się po pomieszczeniu. Po lewej stronie kawiarenka a po prawej administracja. Za biurkiem stała wysoka blondynka o szarych oczach.

-Asano... Asano Katsumi – powiedziałam przyglądając się pierdółkom zdobiących to miejsce.

Przez chwilę słyszałam jeszcze szybki stukot klawiszy przerywane kliknięciami myszki.

- Mhm... zostałaś zarejestrowana. A więc jesteś jedną z tych ras na wymarciu? Współczuję... jest ci pewnie ciężko... - powiedziała.

"Ciężko? Kompletnie o niczym nie mam pojęcia prócz nazwy mojej rasy", pomyślałam spoglądając znacząco na kobietę pracującą.

- Twój pokój znajduje się pod 29 numerem na I piętrze - poinformowała mnie.

- Dziękuję - rzekłam i ruszyłam do swojego pokoju.

Drogę odbyłam w niezwykłej ciszy. Gdzie nie gdzie słyszałam z mijanych drzwi muzykę albo rozmowy. Czemu nie ma tu windy? Muszę nieść ze sobą dwie ciężkie walizki. To jest męczące tak co chwilę się zatrzymywać. Na każdym jednym małym schodku. W dłoni dodatkowo trzymałam kluczyk z numerkiem pokoju. Gdy dotarłam na swoje piętro powolnym krokiem ruszyłam dalej wypatrując na drzwiach tabliczki z numerem mojego pokoju. Nie zajęło mi to długo. Stanęłam przed drewnianymi drzwiami. Wzięłam głęboki wdech. Wsadziłam do dziurki miedziany kluczyk i przekręciłam. Poczułam dziwne uczucie słysząc znajome 'pyknięcie' w zamku. Drzwi otwarte. Weszłam do środka zamykając za sobą drzwi. Oto moje nowe królestwo na okres kilku lat. Na łóżku zauważyłam mundurek szkolny. A więc po to rodzicom były potrzebne moje wymiary....  Krótka spódniczka z czerwonego materiału w czarną kratkę oraz w komplecie z takiego samego  wzoru krawat. No i standardowo biała koszula z krótkim rękawkiem i kołnierzem. Zawiesiłam ubranie na wieszak, wieszając w widocznym miejscu. Pospiesznie rozpakowałam rzeczy wcale nie zwracając uwagi co ze sobą wzięłam. Lekko zmęczona układaniem wszystkiego wedle swojego 'widzi-misie' położyłam się na łóżko. Wpatrywałam się w sufit.

-A gdyby tak iść poszukać czegoś o Aniołach Śmierci? Dziwnie byłoby jej nie znać będąc nim- mruknęłam sama do siebie.

Miałam przerażająco chłodny i spokojny głos, który przyprawiał nie tylko innych o dreszcze ale też i mnie. Ale co mogę zrobić? Nic. Chociaż moment... mi to tam odpowiada. Przynajmniej dadzą mi spokój. A zresztą... Wstałam i ruszyłam zwiedzić okolicę. A nóż widelec kogoś spotkam i nawiążę jakąś znajomość? Więc wyszłam pozostawiając w pomieszczeniu kłębki myśli o tym, czego się dowiem o sobie. To będzie bolało? 

****
Córeczka Asano była piękną dziewczyną. W gruncie rzeczy każdy z nas był piękny. Mieliśmy coś z aniołów.  Westchnąłem przeczesując włosy. Odechciało mi się wszystkiego przez nią. Lada moment może się przebudzić. Jestem pewny, że będzie moją konkurentką. A tak nie może być! Będę silniejszy od niej, władza w tej szkole nadal będzie moja. 

#1 Inna Wyjątkowa

Włożyłam ostatnie walizki do bagażnika samochodu, po czym z lekkim trzaśnięciem zamknęłam drzwiczki. Spojrzałam na swoje drobne dłonie, których skóra była jak zwykle blada. Teraz opuszki palców pokrywały brud pochodzący od rzekomo umytego auta. Jakie brednie. Szybko pozbyłam się brudu pocierając o siebie palce. Dziś wyjeżdżam do mało znanej akademii dla osób „innych” od reszty społeczeństwa. Rodzice cały czas mi powtarzali, że to dla mojego dobra. „Tam będzie ci lepiej, zobaczysz”, mówili. Nie wierzę w to. Nie wierzę w nic. Przecież to nie ma sensu. Po co mam chodzić do takiej a nie innej, skoro mam swoje zdanie na ten temat. Po co mi to wszystko? Przecież i tak wszyscy umrzemy. To co materialne zostanie tu. I po co nam to było? Żeby pokazać, że potrafimy? Hah, nie jestem tchórzem ale upodobałam sobie życie w cieniu, nie zauważalna przez innych. To mi wystarczy. Być. Nie mieć. Być. Po śmierci czeka nas tylko ciemność i nicość. Będziemy zlepką pustki. Zamknęłam na chwilę oczy, by móc je otworzyć. Moje tęczówki były jednego z odcieni pastelowej zieleni. Lubiłam je. Dodawały mi tego czegoś. Doskonale wiedziałam, że mało osób ma pastelowe oczy. Nikt nie jara się teraz heterochromią. Heterochromia jest dziedziczna i przez mieszanie się genów coraz więcej ludzi to ma. Odwróciłam się w stronę wschodzącego słońca, kiedy wiatr porwał pojedyncze kosmyki długich, białych jak śnieg włosów do tańca. Prawdopodobnie ostatni raz się rozkoszuje tą wolnością. Poranne promienie słoneczne muskały moją skórę. Czy kiedykolwiek się opaliłam? Nie... nie wydaję mi się. To całkiem tak, jakby mój organizm był przeciw. Taki mały strajk przez całe życie bo mam 'śliczny' jasny odcień. Gadanie koleżanek z klasy! Westchnęłam. Byłam ubrana w krótkie czarne spodenki oraz biały T-shirt z trupią czaszką. Była to moja ulubiona bluzka, bo nie przylegała do ciała. Nienawidzę jak ubrania są obcisłe.  Westchnęłam przestępując z nogi na nogę w czarnych trampkach o czystych, białych sznurówkach. Ostatni raz spojrzałam na swój rodzinny dom, poczułam ukłucie w sercu. Z pewnością będę tęsknić za tym miejscem. Nie ma bata że nie. Kątem oka zerknęłam na swoją mamę oraz młodszą siostrzyczkę. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i wsiadłam do samochodu. Zapięłam pasy, spoglądając co chwilę na tatę stojącego przed pojazdem. Wpatrywał się w oddaloną przestrzeń z widoczną dumą i zadowoleniem. „Ciekawe z czego się tak cieszy”, pomyślałam przybierając niezadowolony wyraz twarzy. Odetchnęłam głęboko wyciągając telefon. Co prawda nie byłam zbyt lubianą osobą w szkołach i w ogóle ale nawiązałam przyjaźń z pewnym chłopakiem i dziewczyną. Na ekranie pojawiła się treść nieodczytanego SMS'a.

Od Sazu:
„Wyjeżdżasz dzisiaj :# Mam nadzieję, że będzie ci tam dobrze ale nie aż tak jak z nami <3 Miłej podróży. Nie stwarzaj sobie tylu wrogów Kas „ 

Na co szybko odpisałam krótkie podziękowanie. Nigdy jakoś specjalnie się rozpisuję. Nie chce mi się. Mam lepsze rzeczy do roboty.... chociaż teraz to czekam na tatę w samochodzie. Zirytowana  odkaszlnęłam w swój charakterystyczny sposób zwracając na siebie uwagę.

-Możemy już ruszać? - spytałam.

-Oh... przepraszam, zamyśliłem się trochę – odparł tato w odpowiedzi i czym prędzej wsiadł do auta.
Ryk silnika zawiadomił wszystkich, że odjeżdżam. Znikam na kilka dobrych lat nauczyć się. Nauczyć się całej wiedzy jaką posiedli ludzie. Nauczyć się wszystkiego o innych. Nauczyć się czegoś o sobie. Nikt nie zna mnie, ja również o sobie dużo nie wiem. Jako inna, powinnam wiedzieć wszystko. Ale tak nie jest. Kim jestem? Krew jaka we mnie płynie jest inna od wszystkich. Może najwyższy czas o to spytać? Kiedyś trzeba. Teraz jest idealny moment.
-Więc kim jestem? - spytałam się kierowcy prowadzącego samochód.

-Jesteś moją córeczką, kochaną Katsumi – odparł z uśmiechem.

Rzuciłam mu stanowcze spojrzenie 'z pod byka', lekko na ukos. To również mnie charakteryzuje. I nie takiej odpowiedzi chciałam uzyskać. Zerknął na mnie kątem oka, bo wzrokiem wypalałam w jego ciele dziurę.

-Jesteś sprytna. Nie chcesz obarczać się za w czasu większymi obowiązkami oraz naglącymi się w głowie pytaniami. Zawsze wybierasz najlepsze momenty – odparł zwlekając.

-A ty spostrzegawczy i strasznie zwlekasz. No... już – rzekłam nagląco.

-Anioł śmierci, mówi ci to coś? Jedna z najpotężniejszych ras - odpowiedział jednocześnie pytaniem.

-Aniołem... Śmierci...? - wydukałam lekko zaskoczona. - A to czasem nie to samo co Bogowie Śmierci? - mruknęłam szybko ochłonąwszy.

-Nie. Bogowie Śmierci nie żyją w tym świecie i oni decydują o śmierci i duszach bo jest to ich obowiązkiem. Za to Anioły Śmierci... zabijały inne rasy jak się im naprzykrzyły... bo w końcu więcej czasu spędzaliśmy z nimi niż z ludźmi.  Każdy się nas bał... demony nam zazdrościły siły. Byliśmy do tego stworzeni, do zemsty. Bynajmniej takie krążą o nas pogłoski. A czy to prawda, sama się przekonasz w tamtej akademii. Myślę, że to właśnie tam odkryjesz całą prawdę - odparł całkiem poważnie.

Przyglądałam się jego twarzy. Miał ciemniejszą cerę ode mnie i błękitne oczy. Posiadał jasno brązowe włosy. W niczym nie był podobny do mnie. Ja w ogóle do nikogo nie jestem podobna. Moja matka była blondynką o fioletowych oczach. Moja siostra posiada włosy ojca a oczy matki.  Czemu właśnie teraz naszły mnie takie refleksje? Zamknęłam oczy i wygodniej usiadłam w fotelu usatysfakcjonowana odpowiedzią. Założyłam słuchawki na uszy puszczając piosenki z mojego telefonu. Teraz wkroczyłam do nowego świata. Świata wykreowanego prze ze mnie. Stworzyłam go sama. Świat filozofii, wewnętrznych przeżyć i przemyślań. Nikt do niego nie wkracza. Jest wyłącznie mój. Panują tam moje prawa, których trzeba się przestrzegać. A ten, kto w nie wkroczy, musi przyjąć do świadomości mój nie tak prosty tok myślenia. Dla mnie wiele rzeczy jest logiczne dzięki teoriom, które pojawiają się w mojej głowie. Ciekawe, czy w akademii zdołają to zrozumieć. Tą inność nie tylko ze względu na krew, ale na umysł. To całkiem tak, jakbym była chora psychicznie. Może lepiej zaaklimatyzuje się w klasie? Ktoś się we mnie zakocha? Interesująca opcja, ale chyba nie dla mnie. Serce moje skute lodem. Ktoś jest wstanie je roztopić? Ale jak je roztopi, to serce będzie martwe. I będę jak marionetka? Właśnie z tą parszywą myślą, odpłynęłam w głębokim śnie. Marzeniom, które i tak się nie ziścią. Nie wierzę w to. Nie wierzę w nic. Nie wierzę w ludzi. Ale wierzę w ciemność.
***
Obudziłem się bardzo wcześnie. Czułem dziwny niepokój, zazdrość, niedosyt. Czemu? Przecież wszystko mam! Nikt mi się nie sprzeciwia. Dziewczyny lgną do mnie niczym do słodkości. Westchnąłem ciężko. Byłem lekko zdziwiony tym co czułem. Leżąc cały czas w łóżku patrzyłem w sufit czerwonymi oczami. Zamknąłem oczy i wszystkie myśli odstawiłem na bok. W mig zniknęły,a we mnie wlała się harmonia. Nagle coś nie dawało mi spokoju. Z racji iż jestem Aniołem Śmierci mogłem wyczuwać aury  danej rasy. W tym przypadku wyczuwałem identyczną do mojej ale znacznie słabszą. Czyli w końcu rodzinka Asano posłała swoją córeczkę do akademii. Nareszcie będę mógł ją poznać. Nie długo się przebudzi jej ukryta moc. Ciekaw jestem czy stanie się silniejszą ode mnie... W tym samym momencie uśmiechnąłem się sam do siebie. Nie był to uśmiech szczęścia... to nie byłoby do mnie podobne. Był to jednak szyderczy uśmiech. A teraz wystarczy czekać.